• Ponieważ będę musiał zrekonfigurować serwery przez najbliższe parę dni możliwe są przerwy w funkcjonowaniu forum.
  • Cytatów używajcie tylko jeżeli jest to potrzebne! Jeżeli chcecie komuś odpisać używajcie @ z nazwą użytkownika.

Pojazdy elektryczne - dyskusja ogólna.

Dopóki cię stać na tankowanie, bo ceny paliwa nieźle zasuwają w górę, a to dopiero początek. Jak obłożą podatkiem od CO2 transport to zaczniesz się rozglądać za płatną ładowarką, bo będzie taniej niż LPG.

Problemem z zasięgiem elektryka jest statystyka. Ta trzecia noga u właściciela psa. Bo średni dzienny przebieg oznacza tyle, że jak ktoś przez rok przejedzie 12000 km, to znaczy że statystycznie miesięcznie przejedzie 1000, a dziennie 33. Tyle, że równie dobrze może jeździć tylko w soboty i wtedy potrzebuje zasięgu nie 33 km na dzień, a 250.

Z tym kupowaniem na raty to tak fajnie brzmi, ale jak ktoś jeździ cieknącym Paskiem, to nie dlatego, że lubi. A różnica między 1000 miesięcznie na eksploatację, a 1000 miesięcznie na raty jest taka, że jak ci kasy zabraknie na wachę to po prostu pojedziesz rowerem, a jak na ratę to masz problem.
 
Dopóki cię stać na tankowanie, bo ceny paliwa nieźle zasuwają w górę, a to dopiero początek.
W zasadzie jak co roku w wakacje. Ceny paliw mają jeden kaganiec, a jest nim szeroko pojęty transport, wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, jak znaczne podniesienie cen paliw wpłynie na koszt towarów i usług, a to prosta droga do wykończenia, i tak wykrwawiającej się, klasy średniej.
Problemem z zasięgiem elektryka jest statystyka.
No właśnie, opisałem swój przykład, gdzie statystycznie samochód elektryczny był by dla mnie idealny, tylko pośród danych do tej statystyki jest kilka elementów, które w zasadzie wykluczają posiadanie przeze mnie wyłącznie EV.
Z tym kupowaniem na raty to tak fajnie brzmi, ale jak ktoś jeździ cieknącym Paskiem, to nie dlatego, że lubi. A różnica między 1000 miesięcznie na eksploatację, a 1000 miesięcznie na raty jest taka, że jak ci kasy zabraknie na wachę to po prostu pojedziesz rowerem, a jak na ratę to masz problem.
Dokładnie. Nie jeżdżę 10 letnim dieslem, dlatego że lubię, tylko że na takiego mnie stać, zachowując jednocześnie jakiś poziom życia. Oczywiście mogę kupić nowy samochód, wziąć go sobie na raty, tylko wtedy cała egzystencja skupiała by się na spłacaniu samochodu i próbie odłożenia jakichś drobnych na własne hobby, a wybaczcie, ale nie uśmiecha mi się życie, w którym martwił bym się, czy po kupnie np. strun do gitary, wystarczy mi do następnej wypłaty ;).
 
Czytałem ten tekst. Ale się sporo rozmija z prawdą. Jak się obejrzy film to widać że problemem nie jest sama pojemność baterii, tylko to że tam coś się po prostu popsuło. I serwis Tesli który zamiast sprawdzić co i naprawić chce od razu wymieniać pakiet akumulatorów.
 
I problem z pojemnością akumulatorów nie jest tak prosty jak się wydaje. Np. akumulatory li-jon w telefonie. Pojemność 80% i smartfon w zasadzie jest bezużyteczny. Można odbierać rozmowy, w trybie gotowości też jakoś działa (iphone), ale poniżej 25% pojemność spada w oczach, w ujemnych temperaturach wogóle świruje itd... 80% to po 2 latach normalnego użytkowania. Niby dużo, ale bez wymiany akumulatora to w zasadzie nokia 3310.
 
Z tym płaceniem rat za nowe auto to jest to tylko kwestia zmiany mentalności ludzi. Większość Polaków płaci co miesiąc abonament za telefon + najczęściej raty za samo urządzenie bo przy każdym przedłużeniu umowy bierze nowy model i nie narzeka. I tak co 2 lata. Jest to dla nich normalne. Tak samo będzie z samochodami. Ludzie w końcu zaczną do tego podchodzić tak, że to normalne że płacą co miesiąc za użytkowanie auta abonament i co 3 lata wymieniają na nowe. Potraktują to tak jak płacenie czynszu za mieszkanie. A stare auta niestety będą znikać bo nie będzie można niedługo swobodnie się nimi przemieszczać ze względu na podział miast na strefy.
I nie przesadzajmy, że u nas w Polsce to wszyscy tacy biedni, że myślą jak tu przeżyć i na chleb nie mają. Auta premium sprzedają się jak nigdy. Takie BMW jest na 4 miejscu w sprzedaży. Domy i mieszkania idą jak świeże bułeczki i to często za gotówkę. Ja akurat mieszkam w Stolycy ale jak jedziemy do teściów na Podkarpacie to też widzę jakie chałupy ludzie mają powystawiane i jakimi autami jeżdżą. Także nie jest chyba tak zle. Sam się czasem dziwię skąd ludzie mają tyle kasy.
 
Jest różnica między ratą 100 za telefon i rozmowy, a 100+...+2500 za samochód. Między pierwszą a ostatnią wstaw dowolną ilość abonamentów między 10-100 złotych za różne Netfilxy,Office'y i inne takie. Bo wszystko ostatnio przechodzi na abonament. I skoro jest to opłacalne dla firm, to znaczy że użytkownik płaci więcej niż przy jednorazowej płatności.

Takie podejście to też generowanie gigantycznych ilości śmieci, bo przecież jak oddasz samochód po 3 latach to on magicznie nie zniknie. A przy sprzedaży po prostu przesuwa się problem "niżej", no ale wtedy to nie jest już wina sprzedawcy/producenta tylko kolejnego użytkownika, że śmieci. Biorąc pod uwagę, że samochód musi jeździć 14(!) lat, żeby przejście na nowy opłacało się środowiskowo (niemiaszki kiedyś policzyli), w wypadku elektryka pewnie trochę mniej, ale raczej niewiele, to wymiana co 3 lat jest wprost katastrofalnym obciążeniem dla środowiska.

Dziwne, że zieloni się jeszcze za to nie zabrali, pewnie kasy za dużo w tym nie ma. Albo jest więcej w niezajmowaniu się.
 
I problem z pojemnością akumulatorów nie jest tak prosty jak się wydaje. Np. akumulatory li-jon w telefonie. Pojemność 80% i smartfon w zasadzie jest bezużyteczny. Można odbierać rozmowy, w trybie gotowości też jakoś działa (iphone), ale poniżej 25% pojemność spada w oczach, w ujemnych temperaturach wogóle świruje itd... 80% to po 2 latach normalnego użytkowania. Niby dużo, ale bez wymiany akumulatora to w zasadzie nokia 3310.
Raczej Nokia 5110
 
Nie przesadzajmy, przecież po 3 latach takie auto nie pójdzie do utylizacji tylko przejmie je ktoś inny. Już teraz wiele firm oferuje wynajem aut używanych na takich samych zasadach jak nowe. Więc kolejny nabywca też pojezdzi tym autem ze 3 czy 4 lata.
Czasy się bardzo zmieniły. Kiedyś jakbyś chciał kupić nowe BMW to musiałbyś mieć po prostu 200k gotówki, a dziś nie musisz mieć nic albo jakąś niewielką kwotę i za taką nową "trójkę" płacisz 1200 zł miesięcznie. Także dostępność takich aut dla przeciętnego człowieka bardzo się poprawiła i stąd tyle ich widać na ulicach. Obecnie prawie nikt nie kupuje nowego auta za gotówkę. Te czasy minęły.
Oczywiście minus tego jest taki, że jak przyjdzie duży kryzys i ludzie stracą pracę to nagle okaże się, że nic nie posiadają bo wszystko zawsze wynajmowali i nie mają nic na własność. Widać to było podczas lock downu kiedy ludzie masowo wystawiali cesje leasingów na te Merce i Beemki bo nie mieli z czego spłacać.
 
@DeMeo - Rzecz jasna, że przejdzie na kogoś innego, ale dla osoby wymieniającej trzeba wyprodukować kolejne. Gdyby samochody trzeba było kupić, to wymiana "pokoleniowa" byłaby znacznie wolniejsza. Z korzyścią dla wszystkich łącznie ze środowiskiem. Bo wybacz, ale wyprodukowanie 6 nowych samochodów wozów kosztuje środowiskowo więcej niż dwóch bo taka jest różnica między użytkowaniem tego samego przez 15 lat ciągle a wymianą co 3 lata.

Dostępność byłaby podobna, bo przy odpowiedniej kulturze technicznej samochód z napędem spalinowym może jeździć w sumie bez końca, chyba że go rdza zeżre, wiec na drogach byłyby 15-20 letnie wozy u drugiego właściciela. Gdyby dołożyć do tego odpowiednio rozwiniętą i tanią sieć zbiorkomu to sporo ludzi nawet nie myślałoby o zakupie i utrzymaniu samochodu.

Tylko to by się korporacjom nie spięło ekonomicznie, więc raczej będziemy szli w kierunku modelu wymienionego przez ciebie i coraz częstszych wymian. coraz krótszego wynajmu i tak dalej.
 
Rzecz tylko w tym, że obecnie ludzie nie chcą jezdzić 15 lat jednym autem bo co chwila wychodzi jakiś nowy model i ogólnie jest tyle samochodów do wyboru z różnych segmentach, że ludzie już sami czasami nie wiedzą co by chcieli kupić. Kiedyś nowe modele nie pojawiały sie tak często i technologia też nie szła tak szybko do przodu. A ludzie gonią za nowościami i dają sobą manipulować, że potrzebują rzeczy których tak na prawdę nie potrzebują. Przyznam szczerze, że czasami sam się łapię na tą socjotechnikę korporacji.
Jakaś rzecz tak mi się podoba, że mimo, że zdają sobie sprawę, że nie jest mi do niczego potrzebna to usiłuję sobie znalezć powód żeby ją kupić. Najczęsciej dotyczy to samochodów😋
 
Zgadzam się. Ale to też jest pochodna łatwości zakupu. Gdyby kredyt nie był łatwo dostępny to nie byłoby parcia na reklamy "kup/wynajmij już zaraz" bo takie reklamy nikogo by nie obchodziły. Kupowałoby się to, co jest potrzebne i tyle, nie byłoby nakręcania spirali zakupowej. Zieloni powinni tym się zajmować, a nie gonieniem króliczka w postaci emisji CO2. Redukcja rozbuchanego konsumpcjonizmu i wyrugowanie z gospodarki modelu ciągłego wzrostu dałoby więcej niż wymuszone próby redukcji emisji. Które i tak w rzeczywistości są przenoszeniem tej emisji do innych części świata, bo przecież przemysł ciężki jest potrzebny i to coraz bardziej, blacha na kolejne samochody, akumulator do kolejnych smartfonów i tak dalej z nieba nie spadają.

No ale wtedy VW czy innemu Stellantis by się hajs przestał zgadzać, więc pod płaszczykiem ekologii wyruguje się własność i wymusi model wynajmu. A emisję przeniesie do Chin, Indii czy Afryki i UE będzie ZEROemisyjna.

Żeby wrócić chociaż trochę do tematu to samochody elektryczne są dobrym przykładem takiej pseudoekologii. Znaczy - same samochody nie, ale odgórne parcie na jak najszybszą wymianę taboru kosztem nawet zubożenia społeczeństwa (bo kredyt zawsze do tego prowadzi) i zwiększenia emisji (produkcja elektryków, przedwczesne wycofanie już wyprodukowanych spalinowców).
 
Generalnie napęd elektryczny wyłączając ograniczony zasięg i infrastrukturę do ładowania baterii ma same zalety w porównaniu ze spalinowym. Podoba mi się prostota, a więc i znacznie większa niezawodność takich aut, brak płynów eksploatacyjnych, rozrusznika, alternatora, pasków i wielu innych rzeczy no i oczywiście dużo większa sprawność tego napędu. Serwis takich aut też powinien być znacznie tańszy bo ogranicza się do sprawdzenia luzów w zawieszeniu i podpięciu pod komputer.
 
Jest jeszcze 1 sprawa, samochody sa dla nas, czy my dla nich? Ja chce szybko zatankowac i jechać, gdyby u mnie byla troche większa butla to dałoby rade zajechac nad morze bez dotantkowania lpg po drodze, bo jestem w stanie zrobić 550- 570km a potrzebowalbym ok 720, ale ok, moge stanac zatankowac ten gaz w 5 min rozprostowac kości itp. Ale katowac sie jakimis ładowarkami , w kraju gdzie prad pochodzi z wegla? To nie jest ekologia tylko ekologizm, podobnie sytuacja wyglada z jezdzeniem do pracy, zatankuje raz i mam na 8 9 dni, nie musze nic podlaczac schowam auto do garazu i tyle. A co bedzie jak hakerzy zrobia atak na sieci energetyczne i okaze sie ze nici z ladowania aut? Autobusy miejskie stana bo nie bedzie pradu. W komunikacji miejskiej kazde miasto > 100tys mieszkańców do 2028 ma miec min 30% floty 0 emisyjnej, akurat u mnie przymierzaja sie do wodoru i na pewno jest to lepszy kierunek
 
Jak hakerzy zrobią atak na sieć energetyczną to brak ładowania samochodów będzie najmniejszym problemem. Zresztą wtedy normalne samochody i tak staną, bo przecież dystrybutory są zasilane prądem. Podobnie jak maszyneria rafinerii, pompy baz paliwowych i tak dalej.

Co do reszty, to pochodzenie prądu z węgla nie jest taki złe bo emisję z elektrowni łatwiej kontrolować i oczyszczać spaliny, niż w wypadku samochodów. Na dodatek przenosi się (w większości przypadków) emisję poza skupiska ludzi eliminując w sporej części schorzenia wywołane spalinami. Co ma realne przełożenie na państwo i społeczeństwo bo leczenie takich chorób kosztuje, a sporo ludzi (czytaj - podatników) przedwcześnie przez to umiera. Więc ładowanie z prądu, nawet węglowego i tak jest lepsze niż spalinowozy w mieście.

Zasięg jest do rozwiązania na etapie przejściowym do nowych baterii czy rozwoju sieci tankowania wodoru. Jak? Na przykład hybrydą szeregową zasilaną LPG/CNG które to paliwa są znacznie mniej emisyjne, a zastosowanie ich jako źródła zasilania pozwala na maksymalnie wydajne wykorzystanie spalania. Można też wykorzystać cykle spalania nieefektywne przy tradycyjnym napędzie czy w ogóle innego rodzaju silnik jak turbiny. Przy okazji można znacząco pomniejszyć baterie, bo te mają stanowić tylko bufor i ewentualnie zapewniać zasięg na czas wyjazdu z miasta więc wystarczą jak będą wielkości tego co w pluginach, może ciut większe.

Samochody miejskie już mogą być w 100% elektryczne, ale to się nie opłaca, bo łatwiej jest wyprodukować wielkiego SUVa plugin niż małe autko elektryczne. Ale ślepe parcie na "ekologię" na to nie pozwoli, bo ekooszołomy (tak, nie lubię aktywistów) mają zwarcie na samą myśl o jakimkolwiek etapie przejściowym. Ma być już, zaraz natychmiast jak oni chcą. Najlepszym przykładem na to jest to, jak zabito BMW i3 Extended. Te ze spalinowym przedłużeniem zasięgu które pozwalały niewiele wydłużyć zasięg i dojechać do kolejnej stacji ładowania czy do domu w razie jakichś problemów. No ale kurde nie, bo spaliny!

@DeMeo - o tym tanim serwisie to wyżej jest link :D Możesz też zapytać o to gościa któremu kamyk spod koła zrobił dziurkę w osłonie akumulatorów :D Serwis jest tani, dopóki się coś nie popsuje. Potem taniej jest złomować i kupić nowy. Eko, panie drogi. Eko.
 
Serwis takich aut też powinien być znacznie tańszy bo ogranicza się do sprawdzenia luzów w zawieszeniu i podpięciu pod komputer.
Nom, dlatego w takiej Norwegii stoją całe parkingi Tesli po stłuczkach, bo bardziej opłaca się kupić nową, niż wymienić maskę, błotnik i reflektor. O "uszkodzonym podwoziu" przy zjeździe z krawężnika nie wspominając, kiedy zjeżdżając z krawężnika na lotnisku, tesla zawadziła o niego podwoziem, serwis stwierdził że to uległo odkształceniu w miejscu uderzenia i samochód...poszedł na szrot, bo podwozie to nic innego jak pakiet akumulatorów ;).
Już nie wspominam, że aby zapewnić bezawaryjną pracę układu zasilania, taki np. przemiennik wymaga okresowych przeglądów, wymian modułów sterowania i komunikacji, czy samych IGBT. Silniki również wymagają przeglądów i pomiarów, tak samo jak i akumulatory.
A w razie czego, myślisz że pojedziesz z tym do byle warsztatu i podmienisz na aftermarketowy zamiennik? Takiego wała, wymianę podzespołu wyłapie zaraz autodiagnostyka, warsztat bez autoryzacji, samochód na diagnostyce zdalnej i pyk, uziemienie przez producenta za nieautoryzowany dostęp.
 
No cóż, faktycznie macie rację, że ten tani serwis to do czasu... Tak sobie myślę, że jak doszłoby już do elektryfikacji na masową skalę to powstaną zapewne niezależne warsztaty wyspecjalizowane w naprawach takich aut, regeneracji ogniw itd. Natura nie znosi próżni i myślę, że rynek się dostosuje. Szczególnie w Polsce mamy kreatywnych ludzi którzy na pewno dadzą radę naprawić lub obejść różne rzeczy które taki Elon Musk wymyślił. W innych krajach może nie dadzą rady ale u nas...?;)
 
Takie urządzenia jak najbardziej da się ogarnąć po stosunkowo niskich kosztach. Kwestia podejścia koncernów do nieautoryzowanych napraw. Już teraz w samochodach stosuje się kodowanie części, że bez odpowiedniego oprogramowania po samej wymianie części, samochód nadal jest uziemiony.
Elektryczny samochód daje jeszcze większe możliwości blokowania takich zabiegów, a tym bardziej w czasach, gdzie tzw. zdalna diagnostyka staje się standardem.
Będą pewnie specjaliści do obchodzenia zabezpieczeń, ale czy to nie skończy się, jak z jazdą na pirackim Windowsie, który niby działa, ale nigdy nie wiesz jak długo?
Pewnie, odcięcie takiego pojazdu od sieci to żaden problem. Ale właśnie na przykładzie Windowsa, czy odcięcie go od sieci umożliwiające nieautoryzowane działania, nie pozbawi go aktualizacji zabezpieczeń, stając się podatnym na zdalny dostęp osób, którym jednak tego dostępu udzielać byśmy nie chcieli?

Tutaj może się zacząć robić ciekawie, kiedy podatnym na ataki wirusów, hakerów etc. będą już nie tylko PC, telefony, ale też samochody ;).
 
Back
Top