Radzę poczytać o zjawisku peakOil. Ono nam zgotuje największy kryzys ekonomiczno-humanitarny w historii naszej cywilizacji dużo, duuuużo szybciej niż fizyczny brak ropy naftowej. Ściana na horyzoncie, a my jedziemy w nią z coraz większą prędkością. Zostało kilka-kilkanaście lat. Więc pytaniem nie jest to czy nas stać na elektryki, ale czy nas stać, żeby ich nie mieć.
Peak Oil to po prostu szczyt wydobycia i ten punkt przesuwa się wraz z rozwojem techniki i metod wydobycia. Nie ma szans określić kiedy rzeczywiście nastąpi ze względu na zasoby, można najwyżej szacunkowo określać kiedy ze względu na zmiany w sposobie życia i użytkowanych materiałach. Elektryki przybliżają peak oil, a nie go oddalają, bo po ich masowym wprowadzeniu będzie potrzeba znacznie, znacznie mniej ropy i nie będzie powrotu do zwiększenia wydobycia, bo nie będzie po co.
Peak Oil to taki straszak który modni brzmi i nic poza tym. Znaczy dla krajów OPEC to jest bardzo realny straszak, ale nimi to się akurat nie bardzo jest co przejmować.
Co do reszty, to warto zrozumieć dwie sprawy:
- po pierwsze elektryki fajnie wyglądają, jak się mieszka w UE, Japonii czy którymś z większych miast USA. Ale jak się mieszka w Azji południowej, na bliskim wschodzie, Afryce, Kanadzie (poza dużymi miastami), Rosji (zwłaszcza azjatyckiej części) czy w sumie w większości świata to w ich obecnej formie samochody na baterię są po prostu nierealną mrzonką aktywistów. Jak chcesz ładować elektryka w miejscu gdzie często prądu z sieci nie ma, najbliższy sąsiad jest na granicy zasięgu tegoż elektryka a szczytowym wytworem motoryzacji jest 20 letnia Toyota albo pickup pamiętający czasy gdy Fort T jeszcze jeździł po drodze?
- po drugie generowanie prądu jest jednym problemem, jego dostarczenie drugim, a zrównoważenie sieci trzecim. Wyłożenie połowy Polski panelami i nastawianie w drugiej połowie wiatraków nic nie da, jak nagle prądu zabraknie, bo się noc zrobiła jakimś dziwnym trafem, a wiać akurat nie chce.
Pomijam już problem z użytkowaniem samochodów elektrycznych poza miastami i okolicami, bo wtedy trzeba nie tyle prądu ile elektryk potrzebuje, ale tyle ile naraz może chcieć się szybko naładować. Musi być odpowiednia ilość prądu w sieci i odpowiednie zapasy mocy na źródłach jakby nagle komuś się zachciało ładować flotę 100 dostawczaków na raz.
O tym, że elektryki w obecnej formie ograniczą mobilność społeczeństwa (zasięg+czas ładowania+brak ładowarek) to nie ma co wspominać. Ja uwielbiam jeździć elektrykami, ile razy jestem w ASO na przeglądzie to obchodzę EV6 z każdej strony, ale wiem dobrze że elektryk nie spełni nawet podstawowych warunków jakie stawiam przed samochodem w kwestii dostępności i wygody. Więc sobie odpuszczam.