Hipotetycznie i statystycznie:
Duże miasto, mieszkanie w bloku, praca w biurowcu (=brak możliwości przechowywania), kręcenie się w okół komina.
wymiana opon na alusie 16 cali to od 100 do 120 zł / sezon, przechowalnia minimum 80 zł / sezon i więcej. Daje nam to 200 zł co sezon, czyli 400 zł rocznie.
Czyli co 3 lata można mieć "za darmo" komplet opon premium w rozmiarze 205/55R16 (3 lata po 400 zł na usługach = 1200 zł na opony).
1200 zł zostawia się co 3 lata w wulkanizacji. Albo 1600 co 4 lata. Dokładnie tyle ile są warte wielosezonówki premium. Dlatego nie dziwię się że większość mieszczuchów na to idzie. Większe rozmiary są droższe w zakupie, ale i za wymianę potrafią brać w dużym mieście wtedy po 160 zł, co daje 500 zł rocznie obsługi opon.
Wiem że jak ktoś mieszka na prowincji, gdzie potrafią wymienić opony na stalówce za 40 zł, a na alusie po 60 zł bez względu na średnicę i można kitrać nawet 10 kompletów kół we własnej stodole, ten sposób myślenia nie jest już żadnym argumentem. Ale dla mieszkańca bloku posiadającego 2 samochody, (bo każdy chce rano wsiąść w swoje auto i niezależnie pojechać do pracy w przeciwnym kierunku i w innych godzinach)? Raptem się okazuje, że zostawiamy we dwójkę prawie 1000 zł rocznie w wulkanizacji! 1000 zł rocznie razy X lat? Za samą usługę? Plus w razie potrzeb rotacyjna wymiana 4 kompletów opon (2 kpl letnich i 2 kpl zimowych). A za cenę samej usługi, mieszczuch ma co 3-4 lata kasę na "darmową" wymianę opon na nowe bez względu na ich stan (jeśli po 3 latach mają jeszcze pół bieżnika, idą jeszcze na allegro).
To jest właśnie typowy odbiorca wielosezonówek. Nie mieszkaniec gór z własnym 'magazynem' i śniegiem na pół metra, bo to żadna wtedy oszczędność jeździć na wielosezonie.
Ja więc rozumiem i jednych i drugich. W ramach potrzeb, lokalizacji, etc.
I prywatnie, zgodnie ze statystyką mieszczucha faktycznie mam 2 auta, 16 i 17 cali, choć obecnie w dwóch systemach [jedno auto na 2 kompletach (letnie i zimowe), a drugie na wielosezonówce]. Testuję oba systemy eksploatacji, choć to pewnie okres przejściowy, prowadzący za jakiś czas do jednego dla mnie najlepszego