Odcinkowe pomiary mają sens jedynie przy dużym natężeniu ruchu oraz dobrym oznakowaniu przy jednoczesnym założeniu, że kierowcy nie będą tamować ruchu jadąc 10 mniej "dla pewności". W nocy nie widzę żadnego sensu by były włączone, bo nic nikomu nie szkodzi jak na pustej drodze ekspresowej ktoś będzie jechać 150 czy 180 zamiast 120 czy 140 na autostradzie, które nawiasem mówiąc na wielu odcinkach również jest za niskie.
Według mnie źle się zabieracie do próby rozwiązania problemu przekraczania prędkości. Najpierw trzeba zrobić rewizję każdego jednego kilometra polskich dróg i dostosować ograniczenie do warunków oraz lwią część zwyczajnie zlikwidować. Nie zliczę miejsc w których na krajówkach przed przejściami dla pieszych lub mało ostrymi zakretami które można spokojnie przelecieć powyżej 90, widać las znaków 70, 50, koniec ograniczenia na 200-300 metrach lub obszarów zabudowanych ciągnących się kilometrami przez szczere pola.
Przytłaczająca ilość bezsensownych ograniczeń powoduje, że kierowcy nie przestrzegają i nie będą przestrzegać tych faktycznie zasadnych obniżeń dozwolonej prędkości widząc, że nikt nie suszy. Odcinkowe pomiary nie są żadnym lekarstwem i zapewniają jedynie wpływy do budżetu państwa.
Swoją drogą, uregulowali to już prawnie, czy nadal nic się nie zmieniło i w zasadzie nie ma żadnej podstawy do wystawienia mandatu ze ŚREDNIEJ prędkości z jakiegoś odcinka? Z tego co pamiętam, to podstawą do wystawienia mandatu jest ujawnienie wykroczenia w danym momencie, w danym miejscu jak np. z fotoradaru, a nie ze średniej prędkości na średnim odcinku drogi.
Przed przejściami dla pieszych oraz zakrętami z ograniczoną widocznością wystarczyłyby znaki z prędkością sugerowaną niższą od dopuszczalnej i/lub wzorując się na UK informacja o miejscu do którego się zbliżamy z podpisem ZWOLNIJ. Pozostaje też kwestia samego w sobie ustawiania przejść dla pieszych w niebezpiecznych miejscach oraz aktualnych idiotycznych przepisów robiących z pieszych święte krowy.
No, ale wtedy pieniążki do budżetu tak szybko nie wpłyną.