Ja wczoraj przerzucałem koła. Wydaje się, że to prosta operacja. Nic bardziej mylnego: na kompocie były przód letnie, tył Zeetex WP1000. Na touringu komplet Dębic navigator 2 na stali. Do stalówek i alusów idą inne śruby. Mam jeden podnośnik wkładany w próg (btw pochodzi on z mercedesa W123, ma pewnie ponad 40 lat i działa elegancko, a te z e36 łamią się jak głupie), podnośnik typu żaba, 2 pniaki, klucz do kół 17 vag. Dodatkowo duże pochylenie na moim podwórku, pewność, że auto nie spadnie jest tylko, gdy stoi na kołach albo na pniaku. Na szczęście oba auta mimo zaawansowanego wieku bez problemu podnoszą się za progi tak jak producent auta przykazał. Spotkałem się z wieloma problemami odnośnie podniesienia auta ze względu na mocne pochylenie i śnieg. Kolejne problemy, które mnie napotkały: zapieczone śruby, zapieczone koła i gratisowo wpadła mi drzazga do oka. Drzazgę udało się wyjąć. Koła udało się odkręcić. Zwykle śruby szły bez problemu i po jednym kopie w klucz się luzowały. Niestety nie tym razem, nakładałem klucz na śrubę i podnosiłem klucz podnośnikiem typu żaba, nie widziałem innej opcji, rury nie mam. Zabawy trochę było. Po podniesieniu auta i odkręceniu śrub długo się nie nacieszyłem pomyślnym przebiegiem operacji, bo koło nie chciało zejść z auta. Po 10 minutach treningu karate koło w końcu spadło. Już po zakończeniu pracy miałem zaszczyt wbić sobie drzazgę w skórę pod paznokciem. (Rękawiczki miałem jbc). Pół wyjąłem, drugiej połowy nie dałem rady i poszedłem spać. Obudziłem się o 4 i do 6 wycinałem drzazgę spod skóry igłą. Nie założyłem jednego koła w touringu, miałem to zrobić dzisiaj, ale sobie odpuściłem, bo nie zamierzam w tym czasie jeździć tym autem, a z kontuzją chyba nie warto. Teraz sobie stoi na pniaku i przynajmniej mam pewność, że nikt go nie ukradnie. Serdecznie polecam majsterkowanie przy aucie, strach pomyśleć co by było, gdybym się zabrał za coś trudniejszego niż przerzutka kół.