Nie zacierał się tak od razu, a nawet wcale. Raczej po jakimś czasie alladyn świecił się na wolnych obrotach.
Wspominałeś coś o benzynie w oleju, nie jest to jakąś abstrakcją
Jakoś trzeba było sobie radzić
Dla mnie przytarcie = zatarcie. Potem degradacja postępowała już szybko. Różne pataty były. Najbardziej popularnym to tektura przed chłodnicą albo koc azbestowy na silniku lub oryginalne pokrowce zewnętrzne.
Zależy na jaki egzemplarz trafiłeś obróbka poszczególnych elementów silnika pozostawiała wiele do życzenia. Jak ktoś trafił na odrzut z eksportu to był szczęściarzem. Może jakby zrobić kapitany na dzisiejszych obrabiarkach to i te 200 tyś by zrobił.
Mój ojciec miał odkupiony z uwczesnej milicji (czy już policji), jego brat nówkę z salonu. I do dzisiaj wspomina że ten z milicji byl o niebo lepszy.
Co do obrabiarek to pracuje od wielu lat na sprzętach z PRL-u. I do ich jakości nie można za dużo się przyczepić. Bo to były dobre i dokładne sprzęty (jako nowe), jeśli był problem to taki że osoby je obsługujące pierdzielily sprawę a kontrola jakości leżała (to samo przy produkcji tych obrabiarek). Na zasadzie a ch*j Heniek będzie dobrze. Te maszyny jako nowe miały bardzo dobre tolerancję. Problem był że to wszystko manualne i trzeba było się bardzo pilnować przy obróbce ( i brać poprawki na wiele rzeczy). A ludzie przy tym pracowali często nie najwyższych lotów.
Hala szlifierek w FAT miała tak dokładne obrabiarki, że już w głębokiej komunie była klimatyzowana.
2 sprawy niszczyły silnik Fiata
-wiotki korpus z wałem podpartym na 3 tylko łożyskach
-spalanie detonacyjne, niestety powszechne na ówczesnej "żółtej"
Gdzieś koło 160 000 był kres trwałości, ale polonezy z końca lat 80 potrafiły paść po 40 000. Nie było to jakieś postukiwanie panewki, tylko walenie takie, jakby ktoś podrzucał stalową skrzynkę z narzędziami
Olej nic by nie dał. Na Roosevelta we Wrocławiu był sklep z zachodnimi olejami i lipa była i tak. Natomiast w Leylandach używano amerykańskich olejów "z dzwonkiem" (Pennzoil), które podobno podwajały przebiegi.
A z drugiej strony szlifiernia była na każdym kroku- zostawiało się stary blok, brało naprawiony.
Pitu pitu - blok miał numery które były w dowodzie rejestracyjnym. Wątpię żeby ktoś sobie szastał blokami, raczej każdy odbierał swój po szlifie.
Mało tego - najpierw kupowało się tłoki i panewki wg wymiarów/selekcji robili szlif. Silniki po remoncie w latach 90tych robiły dużo większe przebiegi mimo wad konstrukcyjnych (nie do usunięcia). Nie można powiedzieć, że stosowane i przede wszystkim dostępne oleje nie miały znaczenia. Nadal były to oleje mineralne z reguły 15W40 ale już takiego syfu pod pokrywą rozrządu nie zostawiały.
No jakoś - u teścia w Pick Up FSO 125 to nawet całkiem spory przebieg zrobił na LPG na oleju Lubro For Gas 15W40. Niestety buda nie wytrzymała, a silnik sobie chodził w najlepsze.
Na pewno mówimy o latach 80.? Bo te wszystkie nazwy pachną mi latami 90.
W latach 80 to na bloku i wale były cyfry rzymskie wydrapać i po prostu taki "szlif" trzeba było kupić. Nic mi nie wiadomo o grupach selekcyjnych w nadwymiarach. Natomiast suche tuleje i chłodzone powietrzem-jak najbardziej, miały kolorowe kody na tulejach i tłokach( np. Zaporożce).
Podejście jeździć dopóki koła nie odpadną, a filtry się przytenteguje i będą do Malucha. Ale że Borygo kombinowali, z dostaniem tego różowego ustrojstwa raczej problemów nie było.
Kolega z pracy prowadzi gospodarstwo, dużo maszyn, traktorów, kombajnów, jeździ co chwilę gdzieś na jakieś targi. Mówi, że pod NOWYMI traktorami na wystawach widać czasami plamy po kroplach oleju, czy zawilgocone uszczelki na silnikach, to co mówić o tamtych czasach i konstrukcjach?
This site uses cookies to help personalise content, tailor your experience and to keep you logged in if you register.
By continuing to use this site, you are consenting to our use of cookies.