Panowie, to co mówicie jest prawdą. Chciałbym tylko wspomnieć, że nie przywiązuję się do aut. Przeanalizowałem również co mam u siebie vs co mogę otrzymać sprzedając obecne i kupić inne. Pozwolę natomiast przedstawić swój punkt widzenia. Takie sprawne auto z nalotem 300k jest warte maks 20 tysięcy złotych, może nawet nie. Z niesprawnym silnikiem nie wiem czy dychę bym dostał. Dokładając do kwoty ze sprzedaży to co pójdzie na ratowanie, mam budżet pozwalający na kupienie następnego nastoletniego auta i pakiet startowy do niego. Przypominam, że obecnie rynek używek w takim zakresie cenowym to dramat. Mam znajomych trudniących się autohandlem i wiem jak to wygląda. Reasumując wymieniam auto na inne, ogarniam je i w zasadzie dalej nie wiem czym jeżdżę. U siebie mam świeżo zrobione kompletne zawieszenie, pod spodem nie ma grama nalotu korozji. Znam to auto jak siebie. Po ogarnięciu silnika nie będzie tam nic co by mogło w najbliższym czasie zrobić niemiłą niespodziankę, patrząc w kontekście zwykłego zużycia eksploatacyjnego. Oczywiście można pójść po bandzie jak mój jeden znajomy co kupuje gruzy za parę tysięcy w przyzwoitym stanie, robi co konieczne i jeździ, aż polegnie, ale chyba nie o to chodzi. Nie chcę również znacząco powiększać budżetu, ponieważ mam w planach inne wydatki związane z remontem generalnym poddasza (tu jest priorytet finansowy). Próbuję znaleźć kompromis między jazdą całkowicie sprawnym pojazdem, który mnie nie zaskoczy, a innymi wydatkami związanymi z dachem nad głową. Przebiegi robię większe niż średnia krajowa, bo w okolicach nie mniej niż 30 tysięcy km rocznie. Jest duża szansa, że zdążę wykorzystać fakt, że silnik będzie odbudowany. Mam zaufanie do warsztatu, gdzie to będzie składane i rozbierane. Powiedzmy, że nie jestem tam traktowany jak gość z ulicy. Robią również dużo grubsze fury i remonty silników. Na wszystko oczywiście będzie gwarancja w razie co. Mam nadzieję, że przedstawiłem zrozumiale co mną kieruje podejmując taką, a nie inną decyzję.