Co do kwestii nowe vs używane. Nowego do tej pory nie miałem, natomiast do używanych miałem raczej szczęście. Paruletnie auto za 60% ceny nowego od pierwszego właściciela to chyba najmniejsza szansa na wtopę. Im starsze, im więcej właścicieli, tym większa loteria. Z założenia omijam komisy. Obecny samochód mam od prywatnego "sprowadzacza" i jestem bardzo zadowolony. Natomiast auta z USA mają ten plus, że po wpisaniu VIN w Google widzimy w jakim stanie został kupiony. To tylko zdjęcia, ale to też aż zdjęcia.
Przy zakupie miejscowej używki najlepiej chyba dołączyć do grupy danego modelu na FB i szukać tam. Spora szansa na trafienie wychuchanego egzemplarza od fana.
Natomiast widzę, że temat "po co komu większa moc" wraca jak bumerang co parę miesięcy
Dużo "przeciwników" sprowadza to do potrzeby zapieprzania, albo korzystania z pedału gazu w trybie binarnym. Oczywiście można, ale dla mnie większa moc to:
- lepsza kultura pracy, na przykład w kwestii hałasu
- elastyczność i zapas mocy, powiązane z powyższym, bo nie trzeba piłować. A co za tym idzie...
-... bezpieczeństwo podczas manewrów, takich jak wbijanie się w autostradę, wyprzedzanie. Pamiętam moją podróż do Niemiec Golfem 1,4 75KM z dwoma pasażerami i pełnym bagażnikiem. Jazda po autobahnach mając 13.5s do 100km/h była po prostu męcząca i stresująca.
- mniejsze obciążenie silnika podczas jazdy z kompletem pasażerów, bagażem, klimą itp. Powiązane.
- komfort, na przykład na autostradzie. Miks powyższego.
- przyjemność z jazdy. Po prostu. Dla mnie samochód to coś więcej niż wozidło z punktu A do punktu B.
Sumując, mocne silniki nie wykorzystuje się tylko podczas jazdy z gazem w ziemi. Korzysta się z powyższych zalet cały czas, po prostu jeżdżąc.
Dla przypomnienia, mocne auto też postoi w korku jak będzie trzeba i po mieście też pojedzie w gęstym ruchu. Co siłą rzeczy czyni go bardziej uniwersalnym.
Minusy to oczywiście koszty. Cena przy zakupie będzie wyższa. Ubezpieczenie będzie trochę wyższe. No i oczywiście paliwo ze względu na wyższe spalanie. Tyle że w moim przypadku cena ubezpieczenia i spalania jest bez znaczenia, bo to promil. Raz do roku jak zapłacę za OC z dodatkami 900zł zamiast dajmy na to 600, nie rujnuje mi budżetu. Podobnie paliwo, biorąc pod uwagę, że robię niewiele więcej niż 7000km rocznie i mało jeżdżę po mieście (a w trasie mocne auta palą często niewiele więcej lub nawet mniej niż słabsze). Nie wyobrażam sobie już nie mieć tych 300KM, mimo że nie jeżdżę jak wariat. Robiąc kilometry głównie w trasach, często z rodziną, to dla mnie oczywisty wybór.